Szalona Kalarepa
  • Blog
    • Indeks ilustracji
  • Parowozem przez barwne stulecie
    • Kronikarze, plotkarze..
    • Opowieści z kuferka >
      • w krynolinie
      • w turniurze
      • w gorsecie
      • i bez gorsetu
  • ... po świecie
    • Ubiór i styl >
      • Krynoliny
      • Tiurniury
      • Gorsety
      • Bez gorsetu
      • Kreatorzy mody
    • Wewnątrz i na zewnątz
    • Sztuka, trendy i ludzie >
      • Skandaliści i artyści
      • Kronikarze epoki
      • Hollywood i....
    • Wynalazki i technika >
      • Świat zaczarowanych dźwięków i obrazów
      • Te pędzące maszyny
    • Muzyka i taniec
    • Pucybuty i milionerzy
  • ... przez Warszawę
    • Rozrywka i kultura >
      • Kabaret, rewia, teatr
      • Sfinks, Urania i inne
      • Bajek czar.
    • Wiadomości handlowe
    • W warszawskiej prasie.. >
      • Z tajników Wielkiego Świata
      • Tajny detektyw i inne
  • ... pod Warszawą
    • przy Wiedence >
      • Milanówek >
        • Wille i ludzie I
        • Wille i ludzie II
        • Wille i ludzie III
        • Wille i ludzie IV
        • Wille i ludzie V
        • Przemysłowcy i bankierzy
        • Poszukiwany-poszukiwana
    • przy Wilanowskiej
    • przy Nadwiślańskiej

Ostatnia wielka diva

10/31/2016

0 Comments

 
PictureLucyna Messal - zdjęcie ze zbiorów Mazowieckich Bibliotek Cyfrowych
Kariera Lucyny Messal zaczęła się nietypowo jak na operetkową divę.  Talent taneczny córki stolarza został doceniony i  stała się  uczennicą szkoły baletowej. Jeszcze przed jej ukończeniem, w wieku 10 lat  dostała angaż do "corps de ballet"  Warszawskich Teatrów Rządowych , kilka lat później w 1901 została nawet prima baleriną. Nie zaspokajało to jednak rozbudzonych ambicji córki stolarza obdarzonej ponadprzeciętnym wdziękiem, głosem i urodą.  Chciała królować nie tylko na scenie, ale również poza nią, a w czasach gdy królowała opera i operetka aby to osiągnąć trzeba było umieć śpiewać.
Już w roku 1901 zaczęła pobierać lekcje śpiewu pod kierunkiem najwybitniejszych pedagogów jakich można było znaleść w ówczesnej Warszawie.  Niestety jej debiut w 1904 roku w Teatrze Nowości  zakończył się kompletną klęską. Prasa nie zobaczyła w niej wielkiego potencjału.  Lucyna Messal, jak przystało na prawdziwa divę, bynajmniej w siebie nie zwątpiła - tylko przystąpiła z zapałem do uzupełnienia własnych braków. Kolejne 5 lat spędziła szlifując głos i poznając kolejne tajniki scenicznego śpiewu. Wysiłek ten opłacił się, bowiem gdy dano jej kolejna szansę porwała nie tylko krytykę, ale co znacznie bardziej istotne, również publiczność.  Sukces był tak wielki, ze dotychczasowa primadonna Teatru Nowości, Wiktoria Kawecka, nie zdecydowała się na podniesienie rękawicy, lecz spakowała walizki i przeniosła się do Sankt Petersburga.
Z perspektywy czasu wydaje się, że była to decyzja słuszna, bowiem Lucyna Messal  wprowadziła do operetki prawdziwą rewolucję.  Łączyła bowiem w sobie umiejętności wokalne z tanecznymi. Powszechny podziw wzbudzała gracja jej ruchów i sposób poruszania się po scenie.  Sprawiało, to że podniosła poprzeczkę, której nie potrafiły już przeskoczyć dotychczasowe  "stateczne" divy, których głównym atutem był przepiękny głos.  Do przeszłości odeszły czasy w których umiejętność śpiewu była wystarczająca aby zdobyć serce publiczności.  
Lucyna Messal podbiła Warszawę całkowicie. Jej nazwisko  było gwarancja sukcesu przedstawienia i tłumów na widowni. Jak na divę przystało była obsypywana kwiatami i prezentami. Kochali się w niej studenci i oficerowie. Uwielbienie dla niej było tak ogromne, że w teatralnym repertuarze nie wymieniano tytułów przedstawień, lecz informację, którego dnia artystka pojawi się na scenie.
 Jak na prawdziwą divę przystało była również autorką wielkiego skandalu, który wstrząsną nie tylko całą Warszawą. A było nim ....  zatańczenie w 1913 roku tanga. Widok tańczącej gorszący taniec (taka wówczas opinię miało tango) Lucyny Messal  na scenie Teatru Nowości na premierze operetki "Targ na dziewczęta"   i do tego z policzkiem przytulonym do policzka Józefa Redo - to było zbyt wiele dla ówczesnych świętoszków.  Było to jednak wystarczająco by ustawić przed teatrem niekończące się kolejki i zapchać salę teatralną elegancka publicznością.
Wojnę Lucyna Messal spędziła w Rosji  występując w w Petersburgu, Kijowie, Moskwie, Odessie i Baku  Gdy wróciła po odzyskaniu niepodległości została przywitana owacyjnie i nadal święciła tryumfy nie tylko na warszawskich scenach. Występowała również w Wiedniu, Budapeszcie, Krakowie, Ka­towicach, Sosnowcu, Lublinie i wielu innych
Niestety gorzej jej się wiodło w biznesie,  którym również próbowała swoich sił, Teatr "Operetka Lucyny Messal", który założyła z 1929  szybko splajtował, pozostawiając artystkę w kłopotach finansowych z którymi się przez dłuższy czas przyszło jej się borykać.  Jednak i to miało swoją dobra stronę, bowiem zwróciło jej uwagę na możliwości zarobkowe  jakie dawały wówczas coraz popularniejsze formy rozrywki, które przez operowo-operetkowych purystów były powszechnie uważane za plebejskie i niezasługujące na miano prawdziwej sztuki.  Lucynę Messal można było więc oglądać nie tylko w  poważnym repertuarze, ale również w rewii (w tym w słynnym Morskim Oku)    Wystąpiła również w filmie "Szczęśliwa trzynastka". Nagrywała płyty.
Czas wojny był dla niej podobnie jak dla wielu artystów okresem bardzo ciężkim. Aby zarobić na życie prowadziła w okupowanej stolicy "Bar pod Mesalką", który najprawdopodobniej ze względu na  sławę właścicielki nie stał się obiektem ataków ani ze strony okupanta, ani walczącego podziemia.  Po wojnie pomimo podeszłego, jak na śpiewaczkę wieku, występowała w warszawskich teatrach  nadal wzbudzając zachwyt publiczności. Z tego okresu pochodzą wspomnienia Witolda Sadowego "Nie zagrałem z nią w żadnej sztuce, ale często rozmawialiśmy w bufecie teatralnym. Była osobą dobrą, czułą i serdeczną. Kochała młodzież i lubiła z nią gawędzić. Opowiadała mi o swojej młodości i czasach okupacji, kiedy było jej ciężko, kiedy wyprzedawała wszystko i piekła torty, aby zarobić na życie. "
Wraz ze śmiercią Lucyny Messal w 1953 roku odeszła ostatnia wielka warszawska diva. Rozwój massmediów sprawił, że nie było już dla nich miejsca w wyobraźni tłumów. Ich miejsce zajęły gwiazdy pop-kultury , które miały już jednak inny styl.   

Cytat pochodzi z artykułu "Lucyna Messal" Witolda Sadowego  (Gazeta Wyborcza - Stołeczna nr 195)

0 Comments

Kradzież brylantów primadonny

10/25/2016

0 Comments

 
W 1934 roku słynna primadonna Operetki warszawskiej Wiktoria Kawecka nie żyła już od kilku lat. Nie przeszkodziło to jednak warszawskim złodziejaszkom dokonać zuchwałej kradzieży jej brylantów, które przedsiębiorczy jubiler umieścił na wystawie swojego sklepu. Ze względu na sławę artystki sprawę relacjonowała do końca stołeczna prasa.
Poniżej artykuł opowiadający o szczęśliwym (oczywiście nie dla wszystkich) zakończeniu sprawy.


Picture
0 Comments

O gramofonie

10/18/2016

0 Comments

 
PictureReklama gramofonu "La Voix de son maître" z 1923 roku (za pośr wikicommons)
Pod koniec szalonych lat 20-tych zaczęła się niewiarygodna kariera gramofonu. Był on pierwszym niedrogim, przenośnym urządzeniem, które umożliwiało odtwarzanie zapisu dźwiękowego.
Jednak prace nad zapisem i odtwarzaniem dźwięków trwały już od dawna. Pierwszy wynalazek w tej dziedzinie został opatentowany w  1857 roku przez Leona Scotta i  został nazwany fonoautografem. Przyrząd  ten zapisywał dźwięk w postaci linii na papierze. Niestety nie był w stanie dźwięku odtwarzać.
Pierwszy instrument, który zarówno zapisywał jak i odtwarzał dźwięk został wynaleziony przez Tomasza Edissona (tego samego, który wynalazł żarówkę elektryczną) 20 lat później. Urządzenie to, zwane fonografem, zapisywało dźwięk w postaci falistej linii wyżłobionej na cylindrze pokrytym cynowa blachą. Jakość dźwięku była satysfakcjonująca, jednak proces nagrywania był czasochłonny i kłopotliwy, nośnik dźwięku drogi, a sam zapis był niemożliwy do powielania w procesie masowej produkcji. Przyrząd miał więc sporo wad jednak  zdobył pewna popularność.
Kolejne udoskonalenia pojawiły się szybko. Już kilka lat później obniżono koszty nośnika dźwięku wprowadzając zapis na kartonowych cylindrach pokrytych woskiem. 
Na przełomie wieków Emil Berliner znalazł sposób na przenoszenie zapisu dźwięku z cylindra na winylowy dysk. Zapis ten mógł być odtwarzany. Początkowo jakość dźwięku odtwarzanego z gramofonowej płyty (taką bowiem nazwę otrzymał nowy wynalazek) była bardzo niska, jednak winylowe dyski wraz zapisanym na nich dźwiękiem mogły być masowo produkowane. Ta ostatnia cecha na początku XX wieku okazała się na tyle ważna, że pomimo złej jakości dźwięku gramofonowe płyty znalazły swoja niszę i koegzystowały przez czas pewien z fonografem.
W połowie lat dwudziestych dokonano wynalazku, który umożliwił precyzyjniejszy zapis dźwięku. Wynalazkiem tym był mikrofon.  Dotychczas zapisem dźwięku sterowała błona wprawiana w ruch przez drgające powietrze - nośnik dźwięku. Mikrofon zmieniał drgania powietrza na impulsy elektromagnetyczne, które sterowały urządzeniem dokonującym zapisu. Dawało to możliwość wielokrotnego wzmocnienia impulsu a tym samym zapewniło  znacznie wyższą jakość zapisywanego i odtwarzanego dźwięku. Rekompensowało to w pełni dotychczasowe niedostatki płyt gramofonowych. 
Spowodowało to gwałtowny spadek zainteresowania dotychczasowymi 'odtwarzaczami muzyki' i w drugiej połowie lat 20-tych pianola i fonograf zaczęły tracić rynek.  Na początku lat 30-tych gramofon (i gramofonowe płyty) był już niekwestionowanym królem rynku muzycznego dostrzeganym nawet przez poważnych krytyków rynku muzycznego.
W 1930 roku The New York Times w artykule "Nagrywana muzyka. Szerokie możliwości" [Recorded Music: A Wide Range] pisał;
"... nadszedł czas aby poważni krytycy muzyczni zwrócili uwagę na fantastyczna muzykę odtwarzaną na płytach gramofonowych. Przesada byłoby twierdzenie, że nagrania płytowe są dokładnym i całkowitym odtworzeniem wszystkich szczegółów symfonicznego koncertu czy operowego przedstawienia.... [ale] dzisiejsze urządzenia są takim udoskonaleniem starej maszynerii, że wydaje się niestosowne opisywanie ich przy pomocy tego samego nazewnictwa. Elektroniczny zapis i odtwarzanie razem sprawiają, że zachowana jest żywotność i koloryt odtwarzanego przedstawienia."

0 Comments

Co się zdarzyło w "Księżycowej" cz3 (kronika rodziny Zaleffskich)

10/12/2016

0 Comments

 
Picture"Co pana do mnie sprowadza, panie ordynacie?"
- Co pana do mnie sprowadza, panie ordynacie? - pani Oblońska przyjęła mnie na werandzie swojej willi
- Uwielbienie dla pani talentu - ucałowałem jej dłoń - I żal, że niedługo nie będzie już pani można podziwiać na scenie.
- Nigdy nie mówmy nigdy - pani Oblońska machnęła ręką - Prawdę mówiąc już sama nie wiem czy nie żałuję swojej decyzji. Mój narzeczony to taki miły człowiek, ale na samą myśl o porzuceniu światowego towarzystwa, żeby zagrzebać się z nim w jego majątku czuję aż ściska mnie w żołądku zupełnie jak na mojej pierwszej wiedeńskiej premierze.
- Nie ma się czego obawiać szanowna pani - zapewniłem ją - Na pewno szybko doceni pani uroki wiejskiego życia
- Już sama nie wiem - westchnęła pani Oblońska - Nie mogę już po nocach spać miotana niepewnością
- Czy właśnie z tego powodu urządza sobie pani nocne przechadzki po "Księżycowej"?
Pani Oblońska spojrzała na mnie jak rażona piorunem
- Skąd pan wie? - wyszeptałem
- Zdrowy rozsądek - odparłem - wzmocniony solidną porcją francuskiego koniaku. Właśnie zdrowy rozsądek kazał mi wątpić w wytłumaczenie pani nocnej obecności w "Księżycowej" w które uwierzył pan Franciszek czyli zatrzaśnięcie się w hmmm.... damskiej toalecie. Chociaż przyznaję, że było to całkiem sprytne. Pan Franciszek bez trudu uległ pani prośbie, aby o tym wstydliwym incydencie nikomu nie wspominać. Zwłaszcza, ze nie da się ukryć, upublicznienie tego stanowiłoby pewną skazę na reputacji jego doskonałego lokalu.  Nie wiedział tylko, że nie tyle się pani tam zatrzasnęła, co schowała kiedy go zobaczyła.
Pełen podziwu jestem także dla sposobu w jaki wyprowadziła pani w pole portiera. Musiała się pani przestraszyć, kiedy stojąc ukryta za kotarą zobaczyła, że zaczyna on za kotary zaglądać. Stojący w pobliżu gramofon musiał podsunąć pani myśl, żeby zacząć śpiewać. Portier oczywiście wziął pani głos za gramofon i nieźle się przestraszył, bo nie widział  w pobliżu nikogo, kto mógł go uruchomić. Wszystko to stało się dla mnie jasne kiedy na pytanie jaki taniec grał gramofon, odpowiedział, że to nie był żaden taniec tylko jakaś aria z opery.
Pozostały mi za to dwie inne zagadki. Po pierwsze co łączy panią z Rudowskim, a po drugie po co chodziła pani w nocy do "Księżycowej".
Pani Oblońska zatrzepotała rzęsami - Chodzi o pewien mroczny sekret - powiedziała z westchnieniem - Z przeszłości
- A dokładnie szanowna pani? - zapytałem
Pani Oblońska westchnęła ciężko - W młodości popełniłam pewien błąd, poważny błąd...
- Czyli? - byłem nieco zaintrygowany
- Wyszłam za mąż - wyszeptała pani Oblońska - Za absolutnie podłego człowieka. Na szczęście trwało tu krótko i zakończyło się rozwodem. Tak przynajmniej myślałam do czasu kiedy znów stanął na mojej drodze i pokazał jakieś dokumenty w myśl których rozwód był nieważny. Byłam wówczas szczęśliwie zaręczona, a on zagroził ujawnieniem posiadanych dokumentów, z których wynikało, że wychodząc za mąż popełniłabym bigamię.
- I co?
- Zerwałam zaręczyny - westchnęła pani Oblońska - I zapłaciłam mu, żeby więcej się nie pojawiał. Myślałam, że sprawa jest już załatwiona do czasu kolejnych zaręczyn. Znowu powtórzyło się to samo. I tak kilkakrotnie. Wreszcie zrozumiałam, że dopóki nie odzyskam tych dokumentów nigdy się od tej pijawki Rudowskiego nie uwolnię.    
- Czyli rachmistrz Rudowski jest pani mężem - pokiwałem głową
- Niestety - pani Oblońska pokiwała smutno głową - Podejrzewałam, że dokumenty są ukryte gdzieś w "Księżycowej", więc w desperacji podjęłam pewne kroki, które mogły zostać opatrznie zrozumiane. Przyznaję, że było to może niezbyt rozsądne i szalenie ryzykowne. Dwa razy o mało nie schwytano mnie na gorącym uczynku. Na szczęście udało mi się jakoś zmylić portiera i wyjaśnić swoją obecność panu Franciszkowi. Za trzecim razem trafiłam na Rudowskiego.
- I wtedy doszło do awantury - domyśliłem się
- Rzeczywiście nasze spotkanie było dość nerwowe - przyznała pani Oblońska
-  Czy udało się pani znaleźć te dokumenty? - zainteresowałem się
- Niestety nie - pani Oblońska pokręciła głową - Już zupełnie nie wiem co mam robić. Może pan coś poradzi panie ordynacie?
Przez chwilę myślałem intensywnie.
- Szanowna pani - powiedziałem w końcu - Obawiam się, ze jedyna rada jakiej mogę pani udzielić, to zejście ze ścieżki przestępstwa i rozpoczęcie uczciwego życia.
- Chyba nie rozumiem - pani Oblońska zmarszczyła brwi.
- Przed chwilą opowiedziała mi pani niezwykle interesującą historię, która ma tylko jedną wadę. Jest nieprawdziwa.
- Ależ panie ordynacie, ja nie wiem o czym pan mówi - pani Oblońska uśmiechnęła się niepewnie.
 - Zacznijmy może od tego - uśmiechnąłem się - Że Rudowski nie jest pani mężem, ale bratem, a pani od wielu lat współpracuje z szajką włamywaczy, okradających domy w których wcześniej robi pani rozeznanie, korzystając ze swojej pozycji towarzyskiej. Rudowski o wszystkim wie, bo kilka razy kiedy grunt palił się pani pod nogami korzystała pani z jego pomocy. Za każdym razem obiecywała mu pani, że to ostatni raz i więcej nie będzie pani brała udziału w tym przestępczym procederze, ale za każdym razem łamała pani dane mu słowo. Po ostatniej kradzieży w którą była pani zamieszana Rudowski powiedział, że ma już tego dosyć i tym razem pójdzie opowiedzieć o wszystkim policji. Jakoś udało się pani przekonać go żeby tego nie robił, ale uznała pani że lepiej byłoby gdyby usunąć znajdujące się w jego posiadaniu pewne kompromitujące panią dokumenty, które jego zeznaniom składanym na policji nadawałyby znacznej wiarygodności. Wiedziała pani, że Rudowski trzyma te dokumenty w swoim kantorku w "Księżycowej",  stąd wzięły się pani nocne wycieczki, których nie zaprzestała pani nawet kiedy kiedy została przyłapana. I co szanowna pani na to?
Pani Oblońska przez chwile wyglądała, jakby miała zamiar rzucić się na mnie i wydrapać mi oczy. Szybko jednak opanowała się.
- Cóż panie ordynacie - powiedziała z czarującym uśmiechem - Zdaję się na pana łaskę.
**
Sącząc koniak przy moim stoliku w "Księżycowej" zagłębiłem się w lekturę "Kuriera Starego Letniska". Kronika Towarzyska w całości poświęcona była wczorajszemu ślubowi pani Oblońskiej Świeżo upieczona małżonka oświadczyła iż postanowiła całkowicie porzucić światowe przyjemności i rozpocząć przykładne życie obywatelki ziemskiej w odległym majątku swojego małżonka. Dodała, że w tym celu zapisała się nawet na odpowiednie kursa rolnicze.  
Koniec

Ilustracja - rycina z modą ze zbiorów Metropolitan Museum

0 Comments

Co się zdarzyło w księżycowej cz2 (kronika rodziny Zaleffskich)

10/11/2016

0 Comments

 
Picture "Duchy" potwierdził portier "Bo niby jak wytłumaczyć, że gramofon sam zaczął grać."
Pół godziny później siedziałem przy stoliku w "Ksieżycowej" sącząc podany Rachmistrz  pana Franciszka wydawał się być nastawiony do mnie wrogo, co bynajmniej mnie nie zdziwiło gdyż rachmistrzów nie znosiłem  (z wzajemnością). Być może pewnym wyjaśnieniem dla tego faktu było to, że mój wuj Eustachy był rachmistrzem pasjonatem, który potrafił znaleźć zagubiony grosz w rachunku w restauracji opiewającym na ponad 300 złotych i co gorsza wykłócać się potem o ten grosz publicznie.
- Czyli mówi pan, że nic niezwykłego pan nie widział, panie Rudowski - zapytałem raz jeszcze
Rudowski zawahał się
- Nic - odparł w końcu - Noc minęła całkowicie spokojnie.
- Jest pan pewien? - zapytałem
- Tak - odparł szybko Rudowski  
Pociągnąłem łyk koniaku
- A niech mi pan powie - zagaiłem - Co pan osobiście o tych tajemniczych włamaniach myśli?
- Nic nie myślę osobiście - burknął Rudowski - Więzów krwi się nie wybiera.
Stwierdzenie to   było nieoczekiwane.   Chciałem dowiedziec się więcej.
- Przepraszam, ale nie rozumiem - zmarszczyłem brwi - Co pan chciał powiedzieć?
- Że ja tu nie jestem tutaj od myślenia - powiedział sztywno Rudowski - Ja jestem od sprawdzania rachunków.     
**
- Ja w przeciwieństwie do Rudowskiego to porządnie pilnowałem - powiedział portier
- Dlaczego w przeciwieństwie do Rudowskiego? - zdziwiłem się
- Bo jak on miał pilnować, jak się awanturował - odparł portier - I darł się tak, że słychać było aż u mnie na górze. Z kobietą jakąś się strasznie awanturował. Wykrzykiwał do niej, że coś mu obiecała i znowu złamała słowo, a potem żeby się wynosiła bo pójdzie na policję i wszystko im opowie. Dokładnie tak krzyczał, chyba z trzy razy to powtórzył. Pomyślałem sobie wtedy, że niby ten Rudowski taka cicha woda, a brzegi rwie. Zamiast pilnować jak pan dyrektor nakazał to baby jakieś spod ciemnej gwiazdy sobie sprowadza. Zresztą nieważne bo w restauracji takie coś się zagnieździło, ze nikt tego nie upilnuje, chyba tylko egzorcysta.
- Jak to? - zdziwiłem się  
- Ja panie ordynacie myślę, że to duchy - powiedział portier, drapiąc się po głowie.
- Duchy? - uniosłem brwi
- Duchy - potwierdził portier - Bo niby jak wytłumaczyć, że gramofon sam zaczął grać.
- Gramofon? - zapytałem
- Gramofon - potwierdził portier - Ten, co tam w kącie stoi i czasem przygrywa, kiedy akurat orkiestra ma przerwę. To było tuż po zamknięciu restauracji. Obchodziłem właśnie wszystko dookoła, tak jak pan dyrektor kazał,  kiedy usłyszałem szelest dochodzący właśnie z tej sali. Mocniej ścisnąłem w ręku kij, który trzymałem jak pan dyrektor kazał, żeby spuścić lanie temu, kto się tu włamuje i wszedłem do środka i patrzę w środku nikogo. Zacząłem więc przeglądać za bufetem, pod stołami, za kotarami czy włamywacz aby gdzieś się nie schował i wtedy gramofon sam z siebie zaczął grać, a jak podszedłem to od razu przestał. Przestraszyłem się i uciekłem, bo z siłami nadprzyrodzonymi to absolutnie nie ma żartów.
**
- Jakie tam duchy - pan Franciszek machnął ręką - Zasnął idiota i potem na usprawiedliwienie duchy sobie wymyślił
- A pan nie zauważył nic nadzwyczajnego? - zapytałem
- Nic - pokręcił głową pan Franciszek
- Na pewno - wbiłem w niego wzrok
Pan Franciszek zawahał się
- Na pewno - odparł w końcu
- W takim wypadku obawiam się, że nie mogę panu pomóc - podniosłem się od stolika - Skoro nie chce być pan ze mną szczery...
- Niech pan zaczeka, panie ordynacie - powiedział szybko pan Franciszek - Owszem tej nocy miało miejsce hmm... pewne zdarzenie, ale absolutnie nie ma ono związku ze sprawą i zobowiązany zostałem przez pewną szanowaną damę, aby w stosunku do niego zachować całkowitą dyskrecję.
- Panie Franciszku - powiedziałem stanowczo - Daję panu dżentelmeńskie słowo honoru iż wszystko cokolwiek pan powie zostanie między nami.
Pan Franciszek z pewnymi oporami opowiedział mi o incydencie, który miał miejsce.
- Jak pan widzi, panie ordynacie, ujawnienie tych hmm...delikatnych szczegółów mogłoby fatalnie odbić się na reputacji mojego lokalu - zakończył
- Rozumiem i będę milczał jak grób - zapewniłem go - Niech mi pan jeszcze powie panie Franciszku czy ten pana rachmistrz to uczciwy człowiek?
- Stuprocentowo  - powiedział pan Franciszek - Jest u mnie od ośmiu lat. Kryształowo uczciwy, chociaż czasem trochę skryty.
- Doskonale - mruknąłem - A teraz czy mógłby pan poprosić tu portiera, z którym przed chwilą rozmawiałem. Mam jeszcze jedno pytanie.
Wezwany portier podszedł.
- Proszę mi powiedzieć jaki taniec grany był gramofonu kiedy jak pan twierdzi uruchomiły go duchy - zapytałem
Portier wytrzeszczył na mnie oczy
- Ja może się nie znam - powiedział - Ale jak dla mnie to raczej nie był taniec.  To była  raczej jedna z tych piosenek, co pan rachmistrz czasem słucha, żeby mu się lepiej liczyło.
cdn
Ilustracja - fragment plakatu Fonotipia Odeon za pośr. Wikimedia Commons.


cdn

Ilustracja - fragment plakatu Fonotipia Odeon za pośr. Wikimedia Commons.

0 Comments

Co się zdarzyło w księżycowej cz1 (kronika rodziny Zaleffskich)

10/10/2016

0 Comments

 
Picture"A gdyby pan ten dług, panie ordynacie, hmm... że tak powiem odpracował."
- Piętnaście butelek koniaku, dwadzieścia trzy szampana i stłuczone kryształowe lustro - wymienił pan Franciszek, właściciel restauracji z dancingiem "Księżycowa" w Starym Letnisku, w której spędziłem ostatnią noc, a właściwie większość ostatnich nocy
- Lustro? -zdziwiłem się
- Pan ordynat był łaskaw rzucić w nie butelką - odparł pan Franciszek
- Nie przypominam sobie -mruknąłem
Co było całkowicie zgodne z prawdą bo z ostatniej nocy generalnie niewiele pamiętałem.
- Po podsumowaniu wydatków razem daje to... - pan Franciszek wymienił sumę, którą zapisaną miał na kartce
Skrzywiłem się
- Panie Franciszku proszę dać mi kilka dni - powiedziałem - Muszę... skonsultować ten wydatek z wujem Eustachym.
Pan Franciszek uniósł brwi
- Czy tym samym wujem Eustachym, który umieścił wczoraj w Kurierze Starego Letniska ogłoszenie iż nie odpowiada za długi swojego bratanka Ludwika Zaleffskiego?
- Naprawdę umieścił takie ogłoszenie? - zdziwiłem się - Nie zauważyłem
Pan Franciszek podsunął mi gazetę.
Ogłoszenie umieszczone było w rubryce Giełda i Finanse, której nie miałem zwyczaju czytać.
- W takim wypadku panie Franciszku -powiedziałem składając gazetę - Nie pozostaje panu nic innego jak czekanie aż dostanę jakiś spadek.
Pan Franciszek spojrzał na mnie w zamyśleniu
- A gdyby pan ten dług, panie ordynacie, hmm... że tak powiem odpracował.
- Absolutnie wykluczone - odparłem z oburzeniem - Praca jest absolutnie sprzeczna z rodzinną tradycją rodu Zaleffskich.
- Pan ordynat źle mnie zrozumiał - speszył się pan Franciszek - Nie miałem na myśli prawdziwej pracy. Chodziło mi raczej o drobną przysługę.
**
Pół godziny później siedziałem przy stoliku w "Ksieżycowej" sącząc podany mi na koszt firmy koniak i starając się zebrać myśli. Jak zrozumiałem "Księżycowa" padała ostatnio ofiarą regularnych włamań, odbywających się w nocy, tuż po jej zamknięciu. Tajemniczy włamywacz dostawał się do środka sobie tylko znanym sposobem, robił bałagan, po czym znikał jeszcze przed świtem. Nie ginęło natomiast nic.
Pan Franciszek próbował zastawić pułapkę na tajemniczego włamywacza, raz zostawiając na nocnej straży rachmistrza, raz portiera, a raz zostając osobiście, niestety tajemniczy włamywacz w jakiś sposób rozszyfrował zastawioną pułapkę i się nie pojawił.
- Już nie wiem co mam robić panie ordynacie - zakończył swoją opowieść pan Franciszek  - Na policję przecież nie pójdę, wezmą mnie jeszcze za jakiegoś wariata.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- Rozumie więc pan, panie ordynacie, że z uwagi na doskonałą reputację mojego lokalu chciałbym aby sprawa załatwiona została bardzo dyskretnie - dodał pan Franciszek.
-To się rozumie samo przez się- zapewniłem go.
-Wiedziałem, że mogę na pana liczyć- pan Franciszek podniósł się od stolika -Wydatki, tego no... śledztwa oczywiście na koszt firmy.
Pociągnąłem kolejny łyk koniaku i sięgnąłem po leżący na stoliku "Kurier Starego Letniska". W oko wpadło mi ogłoszenie umieszczone przez wuja Eustachego informujące iż nie będzie dłużej pokrywał moich długów. Doprawdy jeśli chodziło o pieniądze drogi wuj nie miał ani krzty przyzwoitości i szacunku dla solidarności rodzinnej. Z niesmakiem przewróciłem strony w gazecie przechodząc do "Kroniki Towarzyskiej", która była mi znacznie bardziej bliska niż "Giełda i Finanse", być może dlatego, że regularnie znajdowały się tam wzmianki o mojej osobie. Ku mojemu rozczarowaniu tym razem jednak większość Kroniki Towarzyskiej poświęcona była pani Oblońskiej i jej kolejnym zaręczynom.
Pani Oblońska była uznaną śpiewaczką operową, której głos i uroda nieustannie od lat 20-tu przyciągały szerokie grona wielbicieli, gotowych nosić ją na rękach, obsypywać prezentami oraz poślubić. Nic więc dziwnego, że raz na jakiś czas pani Oblońska skuszona roztaczanymi przed nią perspektywami zostania panią dyrektorową, panią mecenasową lub panią baronową zgadzała się oddać rękę temu czy innemu wielbicielowi,czego skutkiem były szumnie ogłaszane raz na jakiś czas w prasie zaręczyny. Niestety zwykle już po ogłoszeniu zaręczyn pani Oblońska zdawała sobie sprawę z konsekwencji podjętego właśnie kroku, a dokładnie konieczności dokonania dramatycznego wyboru małżeństwo, albo opera i dochodziła do wniosku, ze zamiana sceny operowej na sceny małżeńskie oraz rzeszy wielbicieli na jednego wybranego wielbiciela absolutnie jej nie odpowiada.
Zaręczyny były więc szumnie zrywane o czym informowała prasa, podając w szczegółach treść intymnego liściku pani Oblońskiej, który załączony był do zwracanego pierścionka zaręczynowego i wybuchał z tego niewielki skandal, który doskonale służył promocji kolejnej opery z udziałem pani Oblońskiej. Jednym słowem prawie wszyscy byli zadowoleni.  Może z wyjątkiem odtrąconych narzeczonych, którzy wkrótce potem padali ofiarą zuchwałej kradzieży.  Było to zresztą przyczyna złośliwych komentarzy w prasie odnośnie fatalnej skłonności pani Obłońskiej do mało zapobiegliwych mężczyzn i radości, że i tym razem zrezygnowała ze związku zanim zdążyła umieścić swoje bezcenne brylanty w małżeńskim sejfie.
Zajrzałem na pierwszą stronę, gdzie jako wielki nagłówek donosił o sensacyjna sprawie dokonanej ostatnio zuchwałej kradzieży i z westchnieniem złożyłem gazetę, czując na sobie brzemię przysługi, której właśnie się podjąłem. Przywołałem kelnera prosząc o jeszcze jeden koniak i sprowadzenie do mojego stolika subiekta, który pełnił nocną straż, czatując na tajemniczego włamywacza.

cdn

Ilustacja - rycina z moda męską ze zbiorów Metropolitan Museum

0 Comments

Czas bez gorsetów

10/4/2016

0 Comments

 
W tym miesiącu  - epoka bez gorsetów czyli szalone lata 20-te, 30-te.
Podróżując po epoce bez gorsetów najpierw udamy się do Starego Letniska, gdzie z ordynatem Zaleffskim będziemy zgłębiać tajemnice "Ksieżycowej".
Potem kilka inspiracji przybliżających epokę, czyli  kilka o cudach ówczesnej techniki muzycznej oraz coś z życia szansonistek. No i na koniec obowiązkowo  skandalizujące doniesienie z ówczesnej prasy.

Ilustracje zaczerpnięte z "Przeglądu mody" a roku 1929 i 1934
Picture
Picture
0 Comments
    Parowozem przez barwne stulecie
    FACEBOOK

    Opowieści z kuferka
    czyli saga rodu Zaleffskich odtwarzana na podstawie zjedzonych przez myszy notatek, przeplatana plotkami, moda i innymi materiałami z epoki (1839 - 1939).

    Stare letniska
    Grodzisk Mazowiecki
    Konstancin
    Milanówek
    Otwock
    Podkowa Leśna
    Skolimów

    Archives

    December 2016
    November 2016
    October 2016
    September 2016
    August 2016
    July 2016
    June 2016
    May 2016
    February 2016
    January 2016

    Categories

    All

    RSS Feed

Powered by Create your own unique website with customizable templates.